Wąwóz Turda, kosmos pod ziemią, tyrolka – dzień 3
Kolejnym etapem naszej rumuńskiej wyprawy była miejscowość Turda, a w niej dawna kopalnia soli, czyli Salina Turda oraz wąwóz Turda, czyli punkty na liście „must see” większości osób, które odwiedzają Rumunię. Oto jak spędziliśmy pierwszy pełny dzień w Rumunii.
Bardzo popularna, przy czym w jednych budząca zachwyt, w innych lekkie zdziwienie i niedowierzanie. Takie opinie napotkaliśmy, więc osobiście postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda słynna Salina Turda.
Kopalnia Turda (Salina Turda)
Historia kopalni, mimo niewielkich nawiązań do rzymskiej okupacji, oficjalnie sięga roku 1271. Dzięki ogromnej skali wydobycia było to najbardziej znaczące źródło soli dla całej Transylwanii. Niestety, w 1932 roku, po sukcesywnym zmniejszaniu ilości pozyskiwanej soli, wydobycie zostało wstrzymane. W czasie II wojny światowej przypomniano sobie o kopalni, ponieważ chronili się tam mieszkańcy.
Modernizacja kopalni w celu udostępnienia jej na potrzeby turystów rozpoczęła się od 2010 roku. Udała się i rokrocznie przyciąga ich rzesze.
Bilety, parking
Bilety do kopalni można kupić przez Internet, ale postanowiliśmy iść na całość i mimo zagrożenia, że w kolejce spotkamy dużo ludzi, postanowiliśmy spróbować nabyć je na miejscu. Niemniej jednak, jeśli zdecydujecie się wykupić go online, możecie to zrobić na stronie: https://www.bilete.ro/salina-turda/
Do saliny przyjechaliśmy około 10 rano. Miejsce do zaparkowania znaleźliśmy jeszcze przed terenem kopalni. Przy drodze jest taki teren utwardzony na którym można zaparkować wygodnie i bezpłatnie. Jeśli oczywiście jest miejsce. Przyjechaliśmy stosunkowo wcześnie, więc miejsce było. Przy samej kopalni jest kilka sporych płatnych (4 leje za godzinę) parkingów, ale nie chcieliśmy się tam wpychać dużym busem.
Wejście do kopalni znajdowało się ok. 200 metrów od miejsca naszego postoju, w dużym budynku, który nie było jakoś specjalnie efektowny. Do kasy nie było praktycznie kolejki, więc bilety kupiliśmy z marszu.
Ale zaznaczamy: było jeszcze wcześnie rano. Gdy wychodziliśmy po kilku godzinach, przy budynku już utworzyła się długa kolejka. Słyszeliśmy też, że w weekendy chętnych do odwiedzenia kopalni jest dużo, więc sugerujemy jednak wejście w środku tygodnia, w godzinach porannych.
Zwiedzamy Salina Turda
Do kopalni weszliśmy długim solnym tunelem, zwanym tunelem Franza Josefa. Wygląda on jak wejście do jakiegoś hiper bunkra, a jego całkowita długość to około 900 metrów. Tunel prowadzi prosto aż do drugiego wejścia do kopalni 🙂 więc w sumie możecie się nim nieco przejść, ale aż do końca iść nie ma sensu, bo tam napotkacie wyjście i tak trzeba będzie zawrócić 🙂 Ale kawałek polecamy przejść, bo to naprawdę fajne uczucie.
Tunele Franza Josefa skończony został w roku 1870, a służył do wynoszenia wydobytej soli. Początkowo odbywało się to w workach umieszczonych na koniach, a potem już wozami. Po wojnie przez jakiś czas tunel służył za magazyn serowy.
Tak więc, najpierw trochę się zagapiliśmy i przemaszerowaliśmy w cały tunel w obie strony 🙂 niby nic w nim nie było, ale i tak podobały się nam ściany. Wyglądają one jak wilgotna skóra zebry 🙂 śliskie, słone, w grafitowo-szare pasy. Naprawdę robi to wielkie wrażenie. Z tunelu odchodzą na boki mniejsze odnogi. Prowadzą one do różnych atrakcji kopalni, poszliśmy więc do nich i my 🙂
echo, spa, muzeum
Wracając, zajrzeliśmy do sali zwanej „echo”. To niby niewielkie pomieszczenie, które jednak kończy się barierką oddzielającą nas od ogrooooomnej przepaści. Gdy coś krzykniemy, echo wielokrotnie, nawet do 20 razy, poniesie nasz głos w głąb ziemi. Wrażenie jest o tyle fajne, że naprawdę nie widać dna tej otchłani.
W pobliżu można zajrzeć też do komory, w której zaprezentowana jest dawna potężna wyciągarka lub skorzystać z oferty podziemnego spa. Ale my skierowaliśmy się do miejsca, z którego chyba najbardziej słynie Salina Turda. To wyrobisko Rudolf.
120 metrów w głąb do kopalni Rudolf
Już po zejściu do niego widać było, że na pewnie nie będzie to banalna wizyta. Przed nami bowiem rozpostarła się wielka „dziura”. Staliśmy na drewnianym balkonie, który unosił się nad głębokim wyrobiskiem, ogromną czeluścią, na dnie której widać było jakby zamieszkałą stację kosmiczną. Właśnie tak to wyglądało.
Opcje dotarcia na dół były 2: windą, ale z niej zrezygnowaliśmy, albo schodami, które powoli, powoli sprowadziły nas przez 13 pięter, wprost na dół, na 120 metrów pod ziemię.
Dobrze, że wybraliśmy schody, ponieważ to właśnie z nich widać było dokładnie ogrom pomieszczenia i atrakcje, które ulokowano na dole. A przy tym, fenomenalnie z tego miejsca prezentował się wystrój kopalni.
Nie wiem kto i dlaczego obmyślił, że kopalnia soli to idealne miejsce na park rozrywki, ale jak pomyślał, tak i zrobił. W końcu kto bogatemu zabroni. Projektanci tej części kopalni naprawdę dość odważnie podeszli do swojego zadania i w czarnej pieczarze stworzyli miejsce, które wyglądem bardziej pasowałoby chyba na Marsa, albo przynajmniej do filmu o stacji kosmicznej. Ale stworzyli i jest.
A wygląda to tak: potężna grota, o ścianach w kolorze grafitu poprzecinanego jasnymi liniami. Z sufitu (przy którym przed chwilą byliśmy) na stalowych linach zwisają podłużne światła, rozmieszczone na różnych wysokościach, przez co sprawiają trochę wrażenie gwiaździstego nieba. A może nawet wyglądają jak krople spływające po linach. Świetne.
Na dnie sali stworzono zostały miejsca rozrywki. Są tu m.in. stoły do bilarda, pinponga, boisko, mini golf, plac zabaw. Nie zachwyciły nas co prawda miejsca do gier, ale uwierzcie wszystko było zajęte. Zmieścił się też 20-metrowy diabelski młyn, którym można się przejechać za 15 lei od osoby. Trudno oderwać wzrok od metalowych konstrukcji, ale i tak najbardziej zachwycające jest samo pomieszczenie, u którego powały wiszą stalaktyty. Widok jest nieprawdopodobny, a my po prostu gapiliśmy się wokoło, tak nieprawdopodobne jest to miejsce.
Należy tu powiedzieć, że każda z atrakcji jest dodatkowo płatna, a kasa, czy raczej stoisko kasowe znajduje się mniej więcej w centralnej części sali.
i jeszcze głębiej do wyrobiska Terezia
Grota Rudolf nie wyczerpuje gamy ciekawostek, ponieważ istnieje jeszcze coś PONIŻEJ sali Rudolf. To kopalnia Terezia. To najstarsza część kopalni w Turda, ponieważ sól eksploatowana była stąd w latach 1690-1880. To wyrobisko ma 90 metrów wysokości 75 metrów średnicy. Wyrobisko Teresa dość często prezentowane jest na zdjęciach, ponieważ wygląda jak baza kosmiczna z dużej wysokości. Przy tym znajduje się tu staw, po którym można pływać małymi łódeczkami. My odpuściliśmy sobie tę przyjemność, ale widok z góry na konstrukcję jest genialny.
do góry wygodniej
Obejrzeliśmy, zwiedziliśmy, połaziliśmy i nadszedł czas na powrotu na powierzchnię. Gdy popatrzyliśmy na wysokość, którą mielibyśmy pokonać schodami, jakoś od razu winda okazała się bardziej warta zainteresowania. Tym bardziej, że jest to winda panoramiczna, czyli pozwala na jeszcze ostatnie spojrzenie na wyrobisko.
Niestety ten pomysł miało więcej osób i do windy uformowała się już kolejka. Jako, że jest jedna, najpierw zwozi ludzi, a potem wwozi kolejnych. Trochę się czeka.
Drewniane, pokryte solą konstrukcje. W zestawieniu z pasiastymi jak szlachetne kamienie ścianami, wygląda jak ekspozycja na wystawie sztuki. Coś pięknego.
Wyłącznie myślenie o tym dlaczego ktoś wetknął plac rozrywki pod ziemię, bo nigdy nie znajdziecie odpowiedzi, odsuńcie myśli, czy jest to zabawne, głupie, czy przaśne, ale otwórzcie oczy na otaczające Was okoliczności natury. I doceńcie fakt, że stojący diabelski młyn pozwala Wam oszacować ogrom sali, że „spływające” po linach światła doświetlają zakamarki jaskini, że jesteście tacy malutcy w tak wielkiej komnacie.
A potem doceńcie: brak ograniczeń w wyobraźni architektów, kunszt natury, talent budowniczych, odwagę inwestorów. My doceniamy.
Wąwóz Turda (Cheile Turzii) – piękny spacer dnem wąwozu
Wąwóz Turda był naszym kolejnym celem. Zakończyliśmy wizytę w kopalni soli Salina Turda i skierowaliśmy się do kolejnej zaplanowanej w lokalizacji. Oczywiście nie myślcie, że nasz plan podróży jest niezmienny. Jest jak najbardziej zmienialny 🙂 ponieważ na bieżąco szukamy okolicznych ciekawostek, ale jako, że jesteśmy u początku naszej rumuńskiej wyprawy, jeszcze „rozpraszajki” nas nie dopadły. Przyszedł więc czas na wąwóz Turda.
Wąwóz Turda
Wąwóz Turda (Cheile Turzii) to wąwóz położony kilkanaście kilometrów od miasta o tej nazwie. Jest to duża formacja skał wapiennych, której dnem płynie mała rzeczka Hăşdata.
Jest to jedna z bardziej popularnych turystycznie lokalizacji, z jednej strony dlatego, że znajduje się blisko kopalni soli w Turda, z drugiej dlatego, że to naprawdę piękne miejsce.
Gdzie zaparkować przy wąwozie Turda?
Przy kanionie znajdują się 2 miejsca, gdzie można zostawić auto.
- przy samym wejściu do kanionu. Żeby się tam dostać trzeba zjechać stromą drogą do podnóży skał. Znajduje tu się płatny parking oraz kamping, na którym można zostać na noc. Oprócz parkingu, na dole powstało jest sporo barów i restauracji, które dbają o to, by odwiedzający kanion goście nie byli głodni. Można więc zjeść tu langosza, czy ciorbę. Staramy się nie jeść w miejscach typowo turystycznych, więc nie zaopiniujemy ich smaku.
- na wzgórzu, jeszcze przed zjazdem do kanionu. To jest opcja dla osób, które wolą pozostać w miejscu bardziej kameralnym, lub też planują zostać tu na noc. Na górze również znajduje się kilka barów, ale co fajne, obok jest całkiem duży bezpłatny plac do parkowania.
Spacer w wąwozie Turda
Gdy przyjechaliśmy w okolice wąwozu najpierw zjechaliśmy na sam dół. Wydało się nam jednak, że jest tu sporo ludzi, parking był całkiem mocno zapełniony, a i planowaliśmy w tej okolicy zostać na noc. Wróciliśmy więc stromą drogą pod górę i tam zatrzymaliśmy się na bezpłatnym parkingu. Oczywiście zejście do kanionu wymagało od nas pokonania trasy w dół (a potem w górę), ale przewidywana atmosfera względnego spokoju nas przekonała. Zjedliśmy więc szybko obiad i zostawiliśmy Dukatka na sporej łące z widokiem na wąwóz. A niech ma 🙂
Sami natomiast zeszliśmy na dół (przy czym 1/3 naszej ekipy skorzystała z tyrolki) i skierowaliśmy się wejścia do kanionu.
Za wstęp do kanionu Turda w sezonie pobierane są opłaty. Płaci się w automatach, aczkolwiek podczas naszego pobytu automatów nie było. Niemniej jednak, z tego co wiemy opłata nie jest wysoka (4 lei osoba dorosła, 2 lei dziecko) i trzeba się z nią liczyć.
Do kanionu weszliśmy praktycznie z tego miejsca, gdzie zaczynają się bary. Trzeba tam skręcić w lewo i wejść w las. Droga przez kanion prowadzi początkowo przez teren mocno zalesiony, potem przekracza się niewielki mostek i tam zaczyna się trasa już bardziej kamienista, aczkolwiek niezbyt trudna.
Trasa cały czas prowadzi wzdłuż uroczego górskiego strumienia, który przyjemnie szemrze i chłodzi podczas spaceru. Można sobie zejść i schłodzić się w upale.
Podczas naszego spaceru nie spotkaliśmy tłumów turystów, ale rzeczywiście było trochę osób spacerujących. Przyjeżdża tu na spacer dużo rumuńskich rodzin, w różnym wieku, co jest niezwykle urocze.
Wąwóz Turda, którym szlakiem pójść?
Trasa, oznaczona symbolem czerwonego krzyżyka wiedzie wzdłuż strumienia. W trakcie wycieczki kilkukrotnie przechodziliśmy przez podwieszane mostki. Mostki są naprawdę fajne, niezbyt duże, ale bardzo ładnie umiejscowione. Nie jest to niebezpieczne, raczej ciekawe.
W kilku miejscach droga przechodzi w kamienisty szlak, wąski na skraju małego urwiska. W tych miejscach można asekurować się przy pomocy zamocowanych łańcuchów. Polecamy ich wykorzystanie, ponieważ ścieżynki w tych miejscach są bardzo wąskie, a kamienie śliskie.
Jednocześnie, trzymając się tych łańcuchów nie zapominajcie popatrzeć w górę. Wielokrotnie robiliśmy przystanki podziwiając wznoszące się nad kanionem skały, a wznoszą się one nawet na wysokość 300 metrów.
Jak długi jest szlak w wąwozie Turda?
Długość trasy dnem wąwozu wynosi około 2.5 km w jedną stronę. Nie zatacza ona pętli, więc z końca wąwozu trzeba wrócić przynajmniej tą samą drogą. Wszystkie inne są dłuższe lub trudniejsze.
Ale jeśli macie więcej sił, sprawności i przy tym ochotę, by zobaczyć kanion i okolice z góry, po dojściu do końca szlaku z krzyżykiem, czyli po dojściu do końca wąwozu, skierujcie się na szlak z symbolem czerwonego kółka w białej obwódce. Ledwo znaleźliśmy do niego odejście i mocno się przy tym nasapaliśmy, ale się udało.
Szlak z kółkiem poprowadził nas na górę, na szczyt wąwozu. Tą drogą wrócicie do punktu wyjścia, jednakże to znacznie bardziej wymagająca wycieczka, aczkolwiek warta wyrzeczeń. Widoki ze zbocza wąwozu są prześliczne. Widać stąd okoliczne łąki, pagórki, które w malowniczy sposób prezentują krajobraz.
Co wziąć ze sobą do wąwozu Turda?
Z punktu widzenia tradycyjnych turystów wąwóz Turda nie jest może zbyt wymagający. Ale na pewno polecamy Wam wziąć ze sobą wodę, wygodne buty. Na trasie jest gorąco więc nawilżenie jest bardzo ważne, a kamieniste podłoże naprawdę wymaga bezpiecznego obuwia.
Tyrolka przy wąwozie Turda
Tyrolka?? Really? Nie ma co ukrywać. Gdy na wakacje jedzie się z aktywnym i odważnym nastolatkiem, tradycyjne formy zwiedzania muszą być przerywane tymi bardziej nietypowymi. Tak było i tym razem.
Zanim przystąpiliśmy do marszu dołem wąwozu Turda, nasza dzielna latorośl wypatrzyła w pobliżu parkingu tyrolkę, która prowadziła wprost do wejścia do kanionu. Oczywistym pomysłem była chęć powietrznego rajdu w dół, więc nie chcieliśmy stać na drodze do szczęścia 🙂
Start tyrolki znajduje się praktycznie przy górnym parkingu przy wąwozie, na którym nocowaliśmy. Podeszliśmy do budki, przy której formowała się mała kolejka i tam wykupiliśmy zjazd. Dorośli płacą 50 lei, dzieci 35 lei.
Miejsce skąd startuje tyrolka polecamy nie tylko z powodu atrakcji związanej ze wzrostem adrenaliny. Dodatkowo to naprawdę fajny punkt widokowy na kanion. Na dachu kasy tyrolki znajduje się niewielki taras, skąd wiele osób podziwia widoki u podnóża wzgórza lub zachody słońca w wąwozie Turda.
Gdy nacieszyliśmy oczy widokami, kupiliśmy bilet na tyrolkę, Piotr przeszedł na stanowisko startowe, czyli pod daszek gdzie panowie z obsługi dali mu kask i uprząż. Następnie dokładnie objaśnili (po angielsku) jak ma wyglądać jego pozycja „w locie”, start i lądowanie.
Odliczyli „three”, „two”, „one” i pojeeeeechał na 600 metrowej linie. Zjazd wyglądał naprawdę fajnie, bo przy przewyższeniu 100 metrów, osiągalna prędkość tyrolki wynosi nawet 100 km/h.
Dalej oczywiście nie mogło być normalnie, ponieważ gdy „orzeł” wylądował szybkim tempem skierowaliśmy się w dół. Orzeł biegiem podążył w górę 🙂 w końcu lekkoatleta 🙂
Szczęśliwie udało się nam przechwycić go wśród wzgórz i z drogi, już na spokojnie poszliśmy do wejścia do wąwozu.
Niemniej jednak, bazując na relacji szalonej latorośli, pragniemy polecić tyrolkę przy wąwozie Turda. Piotr czuł wielkie emocje, a my dumę, że nasz syn tak dzielnie podjął się ciekawego wyzwania.
Informacje praktyczne
strona Salina Turda
kliknij by przejść na stronę
gdzie znajduje się Salina Turda?
Aleea Durgăului 7, Turda 401106, Rumunia
zobacz Salina Turda na mapie
gdzie znajduje się wąwóz Turda?
Cheile Turzii, Comuna Petreștii de Jos 407455, Rumunia
zobacz wąwóz Turda na mapie
gdzie spać?
na dziko w okolicy Turda
Biertan, Sighisoara